Absolutny niezbędnik w podróży ;)

Czyli jak się pakować… żeby nie było bałaganu w walizce, żeby nie wziąć sterty niepotrzebnych rzeczy, żeby móc spokojnie cieszyć się wyjazdem 🙂

Pakowanie nigdy nie było dla mnie problemem. Ba, ja nawet lubię się pakować 🙂 Pakowanie wiąże się z nową przygodą, nowymi doświadczeniami, zmianą otoczenia, doładowaniem się, z uściskiem w brzuchu… Bez względu na to dokąd jadę 🙂

Jednak mój sposób pakowania się zmieniał się diametralnie na przestrzeni ostatnich kilku lat. Sama się dzisiaj z siebie śmieję 😉 choć nadal daleko mi do ideału (który swoją drogą i tak przecież nie istnieje), cieszę się, że, kolokwialnie mówiąc, ogarnęłam się w tym.

AUTOSTOP… AUTOSTOP…

Wyprawy z plecakiem i namiotem nie są mi obce, i wiem co to znaczy zjechać kawałek Europy (Polska – Niemcy – Belgia – Francja – Szkocja) z plecakiem, śpiworem i z jedną sztuką ubrania na zmianę 😉 Potrafię tak, dałam radę, nawet bez suszarki do włosów i bez miliona par butów.

Nie znaczy to oczywiście, że tak najbardziej lubię podróżować. Oj nie 😉 Bo jeśli mam do dyspozycji miejsca więcej aniżeli plecak turystyczny ze stelażem to zdecydowanie to wykorzystuję. Niesamowite jest to, że nasze potrzeby są często tworem wyobraźni i zależą od okoliczności! Wybierając się autostopem w nieznane bierzesz absolutne minimum, które jednak Ci wystarcza. Twoja potrzeba jest zaspokojona. Podstawowa potrzeba, rzecz jasna. W takich podróżach docenia się to, co jest najbardziej bliskie, znane i normalne (np. ciepły prysznic 🙂

Ale czy kolejne potrzeby to nadal potrzeby, czy może nasze kaprysy?

Ja takich kaprysów miałam dużo 🙂 Pakowałam wszystko, co wydawało mi się, że mi się przyda. Dzisiaj wiem, że to był skutek niepodjętych decyzji. Wolałam podjąć decyzję o tym, czego potrzebuję, na miejscu. Kończyło się to ładowaniem walizek po brzegi i korzystaniem z jednej czwartej ich zawartości…

PIERWSZA PODRÓŻ Z DZIECKIEM

Gdy pojawiła się moja córka, a wraz z nią pierwszy wyjazd parę tysięcy kilometrów od domu, nie mogło przecież niczego zabraknąć. Chciałam zapakować niezbędne rzeczy, a jechaliśmy obładowani po brzegi, z walizką wypchaną „potrzebnymi” ciuchami „w razie potrzeby”, dumnie przypiętą pasem bezpieczeństwa i pełniacą funkcję najważniejszego pasażera – wszak siedziała z przodu, obok kierowcy.

Zwiedzaliśmy uroczą Chorwację i nie zatrzymywaliśmy się tylko w jednym miejscu, a jak wiesz, to wiąże się z nieustannym wyładowywaniem samochodu i jego ponownym ładowaniem 🙂 logistyka na całego!

Do tego dochodzi logistyka w aucie! Kali miała wtedy 7 miesięcy… Nie jeden raz i nie dwa trzeba było stworzyć przewijak własny na krzywym tylnym siedzeniu samochodu. Czasem w aucie trzeba było nakarmić Małą obiadkiem… Kamil, który nie uznaje spożywania pokarmów w aucie, dostawał gęsiej skórki na tę myśl, bo dziecko często fantastycznie bawiło się podczas karmienia i bywało, że kleksy z sosu pomidorowego lądowały w różnych miejscach. Ale córce nigdy nie odmawia 😉

Nie będę tu pisać, co wtedy pakowałam, bo szkoda na to czasu i energii 🙂 skoncentruję się na wnioskach, do których doszłam, bogatsza o te doświadczenia, które do dziś wywołują szeroki uśmiech na mojej twarzy… a właściwie głośny śmiech z siebie samej i tych wielkich waliz.

DOŚWIADCZENIA UCZĄ…

Kolejny wyjazd z nieco starszą córcią był bardziej kompaktowy. Wszystkie „potrzebne” rzeczy zmieściły się w bagażniku (nawet z wózkiem!). Hurrrrraaa! Co to była za radość 🙂 Niemniej jednak walizki nadal pękały w szwach, a ciuchów było zdecydowanie za dużo.

JEST SUKCES!

Trzeci wyjazd z Kali zmobilizował mnie jak żaden inny. Pewnie dlatego, że była to podróż samolotem, a konkretniej… pięcioma samolotami, samochodem i transportem publicznym (metro, autobusy). I to był sukces! Pierwszy, poważny sukces! Byłam dumna z siebie!

Jak doszło do tego wielkiego sukcesu? 🙂

Dbanie o zwiewające dziecko i trzymanie wszystkich bagaży w rękach musiało dać się połączyć. Chciałam mieć tylko to, co jest naprawdę niezbędne. I wierz mi, każdą pojedynczą rzecz analizowałam. W związku z tym bagaż w ilości: dwie średniej wielkości walizki (z tych mniejszych średnich ), dwa małe plecaki,  trzeci plecak mini na ukochane zabaweczki i wózek – parasolka okazał się rozwiązaniem idealnym. Tylko jak tu się zmieścić w dwóch przymaławych walizkach w trzy osoby, z czego najmniejsza osoba produkuje najwięcej rzeczy?

Cóż, trzeba myśleć. Zastanowić się, przeanalizować każdą rzecz i warunki pogodowe miejsca, do którego jedziesz.

Chętnie podzielę się z Tobą moją sprawdzoną listą „must-have” z wyjazdu w miesiącu letnim :

  • 7 zestawów ubrań (na maksymalnie tydzień) + stroje kąpielowe
  • jedna kurtka i płaszcz przeciwdeszczowy (mam te same od kilku lat, zawsze je wożę, ale wiesz co? wciąż są spakowane w oryginalną folię… jeszcze nigdy z nich nie korzystałam! 🙂
  • 2 pary butów, najlepiej dwie pary wygodnych butów do chodzenia i jedne sandałki (choć domyślam się, że nie każdy Pan lubi sandałki, Kamil ma alergię na słowo i sandały/klapki męskie same w sobie) + jedne buty do wody 😉 u mnie sprawdziły się crocsy , bo i można założyć do miasta, i pod prysznic! (Dla tych, co nie lubią sandałków i japonek są  takie cuda !)
  • aparat (celem zmniejszenia gabarytów zamieniliśmy wielką i ciężką lustrzankę Nikona na najlepszy aparat fotograficzny pod słońcem 😉  + iPady + laptop + kabelki (do aparatu, ładowarki do telefonów i iPadów)
  • apteczka (bardzo podstawowa: blaszka na kleszcze, coś przeciwgorączkowego, woda utleniona, plasterki, węgiel)
  • dokumenty, karty, bilety (rzecz jasna 🙂
  • kosmetyki + ręczniki szybkoschnące
  • zabawki córcki zmieściły się w małym plecaczku, który spakowała samodzielnie, a potem dumnie nosiła

Kwestia tego CO spakować do walizki jest jasna. Na tym jednak nie koniec 🙂 Teraz pytanie, JAK to  wszystko spakować, żeby po pierwszych noclegach cała zawartość walizek nie była poprzewracana na wszystkie strony świata?

No właśnie to był odwieczny problem. Nie powiem, brak porządku w walizkach doprowadzał mnie do szału! Nie lubiłam poświęcać czasu na układanie rzeczy w walizkach, więc tego nie robiłam. Efekt był koszmarny. Dosłownie.

Ale nie tylko ja miałam taki problem 😉 bo okazało się, że daje się on całkiem łatwo rozwiązać! Odkryłam organizery podróżne i wiedziałam, że to będzie jedna z najlepszych inwestycji.

Przyporządkowanie rzeczy do organizerów, według ich funkcji i właściciela zajęły mi chwilę czasu, ale efekty przekroczyły moje oczekiwania! 😀

Koszulki w jednym, „doły” czyli spodenki/spódniczki w drugim, buty w innym, bielizna w kolejnym. Wszystko miało swoje miejsce. Wychodziło z niego i trafiało tam z powrotem.

Utrzymanie porządku w takich walizkach to był pikuś.

Wierz mi, nasza miesięczna podróż polegała na tym, że co 2-3, czasem 4 dni zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Nie przesadzę jak powiem, że te organizery uratowały wiele godzin naszego czasu! 🙂

W kontekście organizacji pakowania przypomnieli mi się nasi sąsiedzi z kempingu w Wielkim Kanione, którzy przyjechali pierwszego dnia w pięć osób z elegancko zapakowanym bagażem… w bagażniku. Jednak kolejnego dnia, po kilku godzinach spędzonych na przygotowaniach do dalszej drogi, wyjechali z mnóstwem rzeczy upchanych pomiędzy każdego z nich w środku auta i… załadowanym całym dachem… Jak z tej reklamy Ikei… Mieli przy tym niezły ubaw 😉 grunt to dystans do siebie i poczucie humoru!

PRÓBA GENERALNA??

Zrobiłam jeszcze jedną rzecz, o którą nigdy bym siebie nie podejrzewała. Poświęciłam pół dnia na… generalną próbę pakowania 🙂 Przygotowałam wszystko, poukładałam w organizerach, które później trafiły do walizek. Na styk, idealnie, wszystko pasowało 🙂 Naprawdę fajne organizery ma Ikea 🙂 Ile można gadać o tym pakowaniu? 🙂 Można. I trzeba, zwłaszcza jeśli poszukuje się sprawdzonych rozwiązań podróżowych 🙂

Daj znać jakie są Twoje przemyślenia 🙂

PS. To są nasze bagaże. Ta największa to amerykański nabytek celem pomieszczenia śpiworów, materaca i kuchenki gazowej, również pochodzących z tamtejszych Walmartów! Także w drodze powrotnej nawet okazało się, że możliwe jest ogarnięcie dwóch maławych walizek, jednej wielkiej, wózka i zwiewającego dziecka (które musiało zostać spacyfikowane w wózku 🙂 A ponieważ Stany to kraj naprawdę życzliwych ludzi, prawie każdy widząc nasze toboły uśmiechał się i proponował pomoc.

 

Blog Wagarowicze.pl to nie tylko strona o tym, jak najlepiej nauczyć się słówek i gramatyki, i jak mówić swobodnie po angielsku, uwzględniająca najnowsze doniesienia ze świata neurobiologii, to także i przede wszystkim społeczność otwarta na poszerzanie horyzontów myślowych.

Zabieramy Cię na wagary i pokazujemy inną stronę tego, co zostało utarte. Zabieramy w podróż szlakami mniej uczęszczanymi, a jednak wartymi zachodu. Mówimy o tym, o czym nigdy nie powiedzą Ci w szkole, o tym, jak pokonać strach przed mówieniem, na czym w ogóle nauka polega, a także czym jest fajnie życie, wolne od stresu i lęku, o podróżach, wolności (także) finansowej i o tym, że nie trzeba w ogóle do szkoły chodzić, żeby coś w życiu osiągnąć.

Szalenie prawdopodobnym jest, że po tym, czego się tu dowiesz, Twoje życie nigdy nie będzie takie jak wcześniej, więc wchodzisz na własne ryzyko ;-)

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Mów swobodnie, myśl po angielsku i odkrywaj z nami świat!